Bądźmy życzliwi dla dzieci z trudnościami i ich rodziców

Każdy rodzic zna i choć raz doświadczył sytuacji, gdy jego dziecko odmawiało posłuszeństwa, kładąc się na ziemi, wykrzykując sprzeciw lub swoją potrzebę, nie rzadko płacząc i wierzgając. Takie momenty są ogromną próbą charakteru i cierpliwości. Kto ten test przejdzie kilkakrotnie z rzędu bez podniesienia głosu jest mistrzem, zwłaszcza jeśli dzieje się to poza domem, kiedy czuć na plecach oddech spóźnienia lub niedotarcia w ważne miejsce. Do tego często jak grzyby po deszczu pojawiają się nagle dookoła “życzliwy“ pan/pani rada lub “wszechwiedzący’ komentator/ złośliwiec. Wtedy przejście tego testu jest możliwe tylko i wyłącznie dla przedstawicieli największego szczebla spokoju.
Uspokojenie dziecka w takim stanie jest też równie trudnym zadaniem, zwłaszcza jeśli eskalacja sięgnęła zenitu. Czasami udaje nam się dogadać, czasami odpuszczamy i dajemy dziecku, czego chcę, przekupujemy, a czasami bierzemy je na ręce tudzież pod pachę i kroczymy do celu. Nie ma wyjścia, zawsze Coś trzeba zrobić.
Teraz wyobraźcie sobie sytuacje, gdy dziecko nie rozumie, co do niego mówicie, nie jest w stanie przyswoić wypowiedzi dłuższych niż jedno słowo i tłumaczenie rodzica, prośby to dla niego abstrakcja. Nie potrafi przekazać, dlaczego jest mu źle, co mu nie pasuje i jaką ma potrzebę, bo nie umie mówić, a gesty to dla niego abstrakcja. Do tego czuje ogromną frustrację, że nie może tego zrobić i uzewnętrznia to w różnej formie najczęściej mało akceptowalnej przez większość społeczeństwa. Pojawia się np. krzyk, rzucanie przedmiotami w eter lub innych, szczypanie, gryzienie siebie i innych.
Wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, gdy po raz tysięczny chcecie przekazać, że czegoś nie lubicie, nie chcecie, coś jest dla was dyskomfortem, a nie możecie, bo wasze ciało, mózg i umiejętności na to nie pozwalają. Frustracja sięgałaby zenitu, gdyby wasz rodzic po raz kolejny prowadziłby was do znienawidzonego miejsca czy kupowałby coś, czego nie lubicie, nie wiedząc, że tego nie chcecie. Oczywiste jest, że w takich sytuacjach włączają się wszystkie zachowania, które temu chcą się przeciwstawić i będą jakąkolwiek przeszkodą do ich realizacji. Domyślacie się, że w takich momentach trudno uspokoić się przekupstwem, rozmową czy wzięciem na ręce prawda? Sytuacja sama w sobie jest bardzo trudna, a często dochodzi jeszcze kolejny nieprzyjemny element – GAPIE.

Ludzie mają we krwi ciekawość, często, jeśli widzą bijatykę, kłótnie, karetkę, która przyjeżdża pod blok, ofiary wypadku na ulicy itp. zatrzymują się i patrzą. To jest naturalne, każdy tak ma. Ludzie patrzą na różne sposoby np. z ciekawością, współczuciem, strachem, żalem, smutkiem, radością, miłością, lękiem, złością, pogardą i wyższością. Te dwa ostatnie sposoby są najgorsze i niestety w sytuacji opisanej powyżej dość powszechne. Mamy również tendencję do tego, że szybko coś określamy, powierzchownie klasyfikujemy i w tym przypadku co wyżej opisałam, jest to nierzadko: “Gówniarz niewychowany“ lub “Co za beznadziejna matka”. Nie zdajemy sobie sprawy z sytuacji, z trudności dziecka, trudu matki/ojca, jaki codziennie dźwiga na barkach, mając dziecko z trudnościami i tego, że ich świat różni się od neurotypowego. Trudno sobie wyobrazić jak trudno jest jest jej dodatkowo jeszcze, znosić codzienne nieprzychylne spojrzenia, nie rzadko komentarze i tłumaczenie innym, że moje dziecko ma taką i taką diagnozę, co najczęściej nic ludziom nie mówi i nie wyjaśnia. Nie będę starała się nawet opisywać, z czym tacy rodzice muszą codziennie się mierzyć, bo mi samej jest trudno sobie to wyobrazić. Mogę tylko domyślać się na podstawie tego, co mi opowiadają i co obserwuję w poradni na korytarzu.
Wpis ten powstał po kolejnej “scenie“ w tramwaju, jaką miałam nieprzyjemność zobaczyć. Tym razem uczestniczyli w niej starsi ludzie, przesiadający się z ogromną niechęcią na twarzy, kręceniem głowami oraz wlepianiem swoich oczu w dziecko i jego mamę tak ostentacyjnie, jak tylko można. Pojawiły się komunikaty w stylu: “O matko kochana!“ z odrazą na twarzy. A ich widokiem była tylko mama tyłem odwrócona do wszystkich oprócz swojej około 7-8-letniej córki, którą mocno przytulała do piersi, by ją uspokoić, bo widocznie dziewczynka czuła niepokój wywołany może tłumem, hałasem co uzewnętrzniała dość głośnymi pojękiwaniami i kiwaniem się do przodu i w tył. Jakie zdziwienie malowało się na twarzach, gdy usiadłam naprzeciwko tej dziewczynki i podałam jej bilet, po który sięgała do moich rąk, gdy go zobaczyła. Jakie było zdziwienie, gdy zaczęłam do niej coś mówić — bo przecież ona nie rozumie, jest: “upośledzona”. Nic mnie to nie kosztowało i wydało się naturalne, ale zdaje sobie sprawę, że to dzięki mojej pracy i empatii, którą muszę mieć w zawodzie, który wykonuje. Innym ludziom nie przychodzi to pewnie tak naturalnie, ale tacy istnieją, sama widziałam. Po tym wydarzeniu pomyślałam, że może chociaż jedna z tych osób-gapiów wyniesie z tego jakąś lekcję, niestety pewnie nigdy tego nie sprawdzę.

Chciałabym poprosić Was, że jeśli kiedykolwiek zobaczycie dziecko, które zachowuje się w jakikolwiek sposób nietypowo, nie oceniajcie sytuacji z góry negatywnie. Napomknę też, że często wygląd dziecka nie sugeruje żadnych trudności i zaburzeń tak jak w autyzmie i Zespole Aspergera. Nie przesiadajcie się w autobusie jak najdalej, chyba że zagraża to w jakiś sposób bezpieczeństwu to ok, ale tak, żeby rodzic nie odczuł wymierzonej niechęci w ich stronę. Nie róbcie czegoś, co będzie kolejną cegłą dla dzielnych rodziców dzieci z różnymi trudnościami. Komentarze zostawcie dla siebie, spójrzcie z życzliwością. Jeśli poczujecie, że to dobry moment i czujecie się na siłach uczyńcie coś, co sprawi, że poczują się dobrze i pomyślą, że są wokół życzliwi ludzie, BO SĄ. To tak mało, a tak bardzo dużo dla rodziców dzieci z trudnościami i o jedną cegłę mniej na ich barkach.